11 sierpnia - Łódź - WetlinaO siódmej rano Kuba ze Stasiem, już spakowani podjeżdżają pod dom, wchodzą na chwilkę na górę i ładujemy moje bagaże do samochodu. Nawigację nastawiamy na Wetlinę i ruszamy. Trasę znamy bardzo dobrze, ale przecież teraz tyle dróg się nu nas buduje...
Był plan, by po drodze zwiedzić Jaskinię Raj, ale zbyt późno wzięliśmy się za rezerwację i zaoferowano nam jedynie wejście o godzinie 9:00... Aż tak wcześnie jednak nie zdecydowaliśmy się wyjeżdżać z Łodzi. Postanowiliśmy za to zawadzić o Chęciny. Wiele razy przejeżdżaliśmy obydwaj pod tym zamkiem, ale jeszcze w nim nie byłem.
[ img ]Po półtorej godzinie jazdy i tak trzeba było zrobić przerwę. Jazda z sześciolatkiem, to odrębna umiejętność...
Kilka minut zabawy z piłką i ruszamy dalej na południe. Staś jest szalenie ciekawy świata i zadaje mnóstwo pytań. Trochę to męczące, ale w końcu... kogo ma pytać jak nie nas?
[ img ]Nawigacja bez problemów zaprowadza nas na rynek w Chęcinach - zatrzymujemy się pod dobrze zrobionym planem miasta, skąd odczytujemy dwie proste i niezbyt długie drogi na górę zamkową. Staś oczywiście wybiera "Ścieżką Błędnego Rycerza"... Aż dziwne, że nie spytał, co znaczy ten błędny...
[ img ]Zresztą... ledwo zrobiliśmy parę kroków, zamek i droga do niego ukazały się nam... same.
[ img ]Zamek Chęciński nie należy do wielkich, ale jest położony malowniczo i bardzo widokowo - w kilku filmach "zagrał"...
Z wejściem na wieżę były niejakie problemy, ale koniec końców Staś schodząc osobiście policzył ilość stopni. Doliczył się ich 113, co jak na sześciolatka samo w sobie jest zupełnie dobrym wynikiem.
[ img ]Widok z wieży na miasteczko i pobliski zakład przerobu kamienia wapiennego Miedzianka - na zdjęciu z dymiącym kominem. Ileż lat zamawiałem w nim kamień wapienny dla "mojej" Cukrowni...?
Na chęcińskim rynku kupujemy jeszcze bochenek chleba, i ruszamy dalej.
[ img ]Przy okazji tankowania zjadamy obiad...
Pogoda zaczyna się psuć. Wreszcie zaczyna mżyć, a po jakimś czasie padać...
W końcu ulewa robi się tak silna, że Kuba na chwilę zatrzymuje samochód.
W dodatku zaczynamy zagłębiać się w tereny, gdzie drogi należą do najgorszych w kraju...
Po kilku nawrotach deszczu, kilku rozpogodzeniach, ale nadal w lekkiej mżawce docieramy do celu. Hotel Górski Wetlina wita nas niezbyt zatłoczonym polem namiotowym. Prawdę mówiąc, jest tam... pustawo.
Mamy ze sobą zupełnie przyzwoity namiot, ale idę do recepcji i pytam o wolne pokoje. Nie ma żadnego, ale jest wolna zbiorówka przy kuchni turystycznej, więc ją bierzemy na dwie noce. Potem się zobaczy...
Szybko wypakowujemy to, co jest potrzebne do egzystencji w tych warunkach, robimy kolację i kładziemy się spać z mocnym postanowieniem, że jeśli tylko rano nie będzie padało, to idziemy na Przełęcz Orłowicza, a może nawet na Smerek, bo doświadczenie górskie mówi nam, żeby nie marnować dni z dobrą pogodą...
12 sierpnia - SmerekŚniadanie jemy dość szybko. Kanapki i termos z herbatą dla Stasia lądują w plecakach i... w drogę. Do podstawy szlaku podjeżdżamy samochodem. Jest nawet jakaś strzałka na parking "Przy szlaku", ale coś podejrzanie za daleko oddala się od obwodnicy, więc wracamy i parkujemy pod sklepem "abc"... jak większość.
[ img ]Pogoda nie jest za... "ola-boga", zdjęcia coraz bardziej sinieją, ale humory dopisują.
[ img ]Starą budkę parkową znajdujemy kompletnie zamkniętą w stanie, powiedzmy... scenograficznym.
Kawałek dalej jest nowa i działająca. Tuż obok odnajdujemy ten parking "Przy szlaku". Kto pozwolił aż tak się zbliżyć samochodom do Parku? Czy w Bieszczadach zawsze i wszystko musi być przemyślane... "inaczej"?
[ img ]W połowie drogi do połoniny znajdujemy niezłą wiatę, ale pod nią jest straszny bałagan, więc siadamy przy masywnym stole na zewnątrz.
[ img ]Przy wyjściu na połoninę robi się mgliście i zaczyna kropić...
Dość... warunkowo ruszamy dalej w górę...
Najprawdopodobniej z powodu kompletnie żadnych widoków Staś zaczyna grymasić. Prawdę mówiąc i nam nie jest zbyt fajnie...
Na Przełęczy Orłowicza duje tak, że Staś sam narzuca ostre tempo marszu i jednym "śmigiem" wchodzimy na Smerek. Trudno powiedzieć... mgła nas otacza czy już chmury?
W każdym razie z tego czegoś kropi. Jesteśmy bardzo blisko granicy regularnej zlewy, a o dobre dwie godziny drogi od cywilizacji...
[ img ]Termosowa herbata robi swoje...
[ img ]Staś robi "kanapki" z suszonych owoców i orzeszków... Humory dopisują, aczkolwiek widoków nie ma jakichkolwiek.
Jeszcze tylko pasowanie Stasia na hucuła w sposób wiadomy i znany wszystkim już pasowanym i zmykamy w dół.
Teraz już Staś wykazuje szybko rosnące objawy znużenia, a zapewne i znudzenia...
No, nie była to zbyt udana wycieczka. Tyle, że udało się nam nie dostać ostro po tyłkach, choć było blisko...
Nie od razu, ale dość krótko po wyjściu na asfalt w Kalnicy łapiemy busa i nim docieramy do samochodu.
Tam kupujemy bundz - Stasiowi smakuje. Wracamy do naszych gratów...
Przebrani i najedzeni idziemy na lody - Staś stawia!
[ img ]Wycieczka na lody... To zawsze działa!
[ img ]Potem jeszcze trochę bawimy się piłką na mokrej trawie - Staś niektóre strzały obronił!
[ img ]Tu już niestety proza życia okazywała się zawsze dla Stasia smutną... na razie!
Planujemy, że jeszcze wejdziemy na Wetlińską i na Tarnicą oraz: ciuchcia, Solina i może skansen sanocki...
13 sierpnia - mży, pada, leje...Budzimy się i od razu wszystko nam "siada". Ani mowy, by gdziekolwiek wyjść na wycieczkę.
Sam się ubieram "pancernie" i idę po zakupy.
[ img ]Co tu dużo gadać: niby jakieś ogłoszenia na drzwiach są, ale całość zamknięta na cztery spusty!
Na szosie więcej widzę samochodów niż pieszych...
[ img ]W zlanych deszczem chęchlach można znaleźć jeszcze relikty odległej przeszłości...
Ale poza tym to Wetlina, którą pamiętam sprzed trzech lat, to już zupełnie inna miejscowość. Już prawie nie ma starych obiektów. Zginęły śladu kolejki wąskotorowej, retorta do wypalania węgla została jedna jako ozdoba obejścia, w starym sklepie pamiętającym czasy denaturatu i chleba dziś jest nowa restauracja - jedna z kilkunastu nieodległych. Nowych zabudowań jest naprawdę mnóstwo, a przed prawie każdym po kilka wypasionych samochodów z rejestracjami z całego kraju. Zapensjonatowana jest Wetlina na potęgę. I te pensjonaty zaczynają się wspinać coraz wyżej okolicznych stoków! Do prawie każdego jest asfaltowy dojazd...
[ img ]Staś oczywiście się nudził... Trudno się dziecku dziwić. Zamknięty z pogodowej konieczności w małej schroniskowej sypialni zbiorowej, wymyślał, a my z nim różne zabawy z dostępnymi przedmiotami. Prognozy okazywały się niedobre jeszcze na dwa kolejne dni. Trwaliśmy w oczekiwaniu... jakoś.
Kolejna, poobiednia wycieczka na lody skończyła się kompletnie zlanymi deszczem kurtkami.
Pole namiotowe jeszcze bardziej opustoszało. Przedłużamy na kolejne dwie noce zajmowanie naszego lokum...
14 sierpnia - leje, mży, pada...[ img ]Nasze pomysły na uatrakcyjnienie Stasiowi zamknięcia w betoniaku zaczynają przybierać kształt coraz bardziej ryzykowny...
A miały być noce pod namiotem, ogniska, grile i budowanie tam na Wetlince...
[ img ]A zostało opowiadanie o tym... tylko!
Ja przynajmniej miałem tę rozrywkę, że chodziłem po zakupy.