- Co za wstrętna pogoda...!?
- Obrzydlistwo... !!
- Trza by gdzieś pojechać...
- To jest myśl...
- Ale dokąd... ?
- Jak to, dokąd? Tam gdzie zawsze dużo ciepełka i słoneczka... !!
- No to najbliżej będzie nad Morze Śródziemne... !!!
Od tej zdawkowej i znanej mi tylko z relacji rozmowy dość szybko, bo już w styczniu doszło do konkretów, że 4 pary zaplanowały na weekend majowy 2011-go całkowicie indywidualny wyjazd do Barcelony. Role zostały rozdane: bilety lotnicze, noclegi, cele do zwiedzenia - prawie każdy coś dostał do załatwienia. W ostatniej chwili przed "zamknięciem" logistyki okazało się, że jeszcze dwie dziewczyny z Rzeszowa dołączą do nas tylko o dwa dni później, za to zostaną o jeden dłużej. Na początku lutego zostały zabukowane bilety lotnicze i noclegi: apartament na 10 osób na 5-tym piętrze z windą i z widokiem na Sagradę, 400 metrów od stacji metra.
Na to wszystko wracając z podróży służbowej do Saragossy na dwa dni miało "wpaść" do Barcelony w samym środku weekendu jeszcze dwoje znajomych z Warszawy. Ci już noclegi załatwiali sobie oddzielnie.
Zaś w międzyczasie okazało się, że w tych właśnie dniach Barsa i Real będą na Nou Camp grały o Puchar Króla...
Zrobiło się gęsto, ale tak... w sam raz.
Wraz z Kasią i Ewą mielismy zadanie: przygotować propozycje do zwiedzania. Przewodniki i plan miasta wraz z siecią metra poszły ostro w ruch. Rambla, Montjuic, Park Güell, Sagrada Familia, Nou Camp, Pablo Español, Barceloneta... powoli oswajaliśmy się z tymi nazwami. W ogóle wiele wariantów zostało zaplanowanych, ale co będzie zwiedzane, zdecydujemy na miejscu zależnie od pogody, bieżących warunków i aktualnych chęci każdego... Nie wszyscy muszą wszystko, nie każdy musi to samo! W końcu ma być to kilka dni dla własnej frajdy każdego z uczestników: full private and satisfactory for all - tak właśnie lubimy!
29.04.2011 - Piątek
Wszystkie przygotowanie kiedyś się kończą. Spakowani, trochę niewyspani docieramy do terminala lotniska w Gdańsku. Tuż obok widzimy budowany nowy terminal, ale to jeszcze chwilę potrwa...
Odprawa, bezcłowy, autobus i... wio!
[ img ]
Gdzieś niedaleko po prawej powinien być Bałtyk...
Pięć kwadransów lotu i już lądujemy w Düsseldorfie, gdzie mamy przesiadkę.
[ img ]
Reklamy bywają szokujące...
Tuż obok promocja whiskey... za frico nalewają nieco do maleńkich kubeczków.
Single malt, to ponoć najwyższa półka... Bo ja wiem...?
[ img ]
No, ileż można łazić po bezcłowych...?
[ img ]
Czasu na dokładne obejrzenie całej hali lotniska mamy nawet trochę za dużo...
[ img ]
Z Düsseldorfu do Barcelony lot trwa dwie godziny. Wreszcie odbieramy swoje bagaże na lotnisku w Barcelonie. Ta czarna nadjeżdżająca, to moja!
Zanim opuściliśmy olbrzymią halę lotniska, robi się szarówka. Autobusem lotniskowym już zupełnie po zmroku dojeżdżamy w sam środek miasta - na Plaza Catalunia, skąd już taksówkami szybko docieramy do naszego lokum. Rzeczywiście, mapy nie kłamały. Tuż obok mamy kilka sklepików spożywczych i piekarnię. Właściciel apartamentu już na nas czeka. Jest dokładnie taki jak w opisie, więc się szybko rozlokowujemy, jemy na kolację ostatnie zapasy podróżne, coś tam pijemy i po długim dniu idziemy spać.
30.04 - Sobota
Nou Camp, Montjuic, Pablo Español, Fontanna Magica, zamówiona kolacja, Rambla nocą...
Ranek przywitał nas piękna pogodą.
[ img ]
Widok z balkonu wprawdzie nie rewelacyjny, ale też nie był jakiś ponury. Czerwone podwórze okazało się być dachem... garażu!
Obiecywany widok na Sagradę Familię był, ale tylko z jednego pokoju.
Wycieczka rozpoznawcza okolicę okazała się krótka i nad wyraz owocna. Tuż obok były sklepy, a za pobliskim rogiem kolejne i wielka hala targowa. Bezkonkurencyjny co do asortymentów i cen okazał się sklepik miłego, wiecznie uśmiechniętego Chińczyka dosłownie w posesji obok... Zakupy zrobiliśmy w mig, a śniadanie było pyszne.
Zaczynamy zwiedzanie...
[ img ]
Na Nou Camp docieramy szybko i sprawnie dzięki rewelacyjnej sieci barcelońskiego metra.
[ img ]
foto: Kasia N.
Okazuje się jednak, że na trybuny wejść się nie da, i możemy zwiedzić jedynie muzeum FC Barcelony - nie ma wśród nas na to chętnych.
Za to pojawiają się nadzieje na kupienie biletów na mecz Barsy z Realem. Ceny są sufitowe, ale dwóch spośród nas decyduje się na późniejsze negocjacje z konikami.
[ img ]
W klubowym sklepie można kupić nieomal wszystko, co wymyślono jako gadget klubowy. Rzecz jasna, największym zainteresowaniem cieszą się słynne koszulki...
[ img ]
Są i mniejsze rzeczy...
[ img ]
foto: Kasia N.
Trzeba ustalić sposób dotarcia do kolejnego punktu naszego programu. Topografia, to moja działka.
Pod wzgórze Montjuic docieramy oczywiście metrem...
[ img ]
...a na jego szczyt kolejką linową.
[ img ]
Tam na dole mamy jeszcze sporo do zobaczenia...
[ img ]
foto: Kasia N.
Jedzie się wysoko, widoki są piękne, buja jak cholera, rzygać się chce, a wysiąść się... nie da!
Mina mówi... wszystko.
[ img ]
Cztery Gracje pod murami fortu.
[ img ]
Fosy już nie straszą przybyszów - wręcz przeciwnie, zachęcają.
[ img ]
Brama jest jedna, a dalej ruch okrężny...
[ img ]
Żarty żartami, ale tu się kiedyś strzelało... nie na żarty!
[ img ]
Ten fragment murów zbudowano chyba wyłącznie dla pozujących fotografikom...
[ img ]
Port handlowy z tej wysokości wydaje się nawet ładny...
[ img ]
Sporo tu różnych zakamarów...
[ img ]
Fort fortem, ale człowiek nie wielbłąd - napić się musi...
[ img ]
foto: Ryszard G.
I uwiecznić dla potomności.
[ img ]
Do Pablo Español postanawiamy zejść pieszo...
[ img ]
No... był to... kawałek drogi. Co z tego, że wśród palm, skoro... daleko?
[ img ]
Po drodze mijamy Stadion Olimpijski z pamiętnym, monumentalnym zniczem.
[ img ]
Tuż za bramą mijanego parku Jardins de Joan Maragall widzimy taką rzeźbą, więc wchodzimy licząc, że da się skrócić drogę i wyjść bramą po drugiej stronie parku. Z mapy wynikało, ze to będzie bliżej...
[ img ]
Wewnątrz park okazuje się także piękny.
[ img ]
Kierujemy się na charakterystyczną kopułę MNAC (Muzeum Narodowe Kultury Katalońskiej), bo tuż obok niego jest cel naszej wędrówki - Pablo Español.
[ img ]
Stare drzewa i fontanny...
[ img ]
Nadzieje na skrócenie drogi okazują się płonne, brama widoczna w tle okazuje się zamkniętą i... trzeba zawrócić.
Nie bolały by nas nogi, gdyby przewodnicy nie skracali drogi...!
[ img ]
Wreszcie nieco już zmęczeni marszem wydostajemy się na tyły ogromnego kompleksu MNAC...
[ img ]
...i po kupieniu biletów wchodzimy do chwalonej w przewodnikach Poble Espanyol (Wioski Hiszpańskiej), gdzie zaraz na początku jemy solidny obiad i ruszamy wgłąb...
[ img ]
Od razu wygląda to zachęcająco...
[ img ]
Tu się nie da odłożyć aparatów!
[ img ]
foto: Kasia N.
Jednym okiem patrzę, co strzelam, a drugim... kto do mnie strzela!
[ img ]
Kawiarenki, lodziarnie, winiarnie...
[ img ]
Spokój i cisza, a przede wszystkim brak tak wszechobecnego we wszelkich miejscach turystycznych... straganiarstwa.
[ img ]
[ img ]
Tu rzeczywiście zgromadzono i wzajemnie skomponowano elementy architektoniczne z dosłownie całej Hiszpanii.
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
foto: Kasia N.
Nikt nie mieszka w tych domach, ale każdy z budynków zawiera jakąś żywą atrakcję: pracownię ręcznej produkcji pamiątek z drewna, tkaniny, skóry czy szkła, albo restaurację, kawiarnię, winiarnię czy piekarnię... Nie ma tu natrętnego pamiątkarskiego straganiarstwa. Można tak godzinami snuć się od drzwi do drzwi... I to wcale nie jest nudne!
[ img ]
foto: Kasia N.
[ img ]
foto: Kasia N.
[ img ]
foto: Kasia N.
[ img ]
foto: Kasia N.
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
[ img ]
foto: Kasia N.
Tak nam się właśnie podobało...!
Chyba tajemnicą unikalnej atrakcyjności tego miejsca jest nagromadzenie na niewielkim w końcu terenie takiego mnóstwa różnorodnych form architektonicznych oraz wkomponowanego w nie nie tuzinkowego rękodzieła. Na dobrą sprawę można by coś takiego, ale opartego na elementach naszej kultury zbudować w Krakowie, Poznaniu, Łodzi czy Warszawie i też by to była turystyczna "kataryna" do kręcenia mnóstwa pieniędzy. Ba...! Tylko trzeba by podobnie zachować we wszystkim smak oraz umiar...
[ img ]
A ten sobie tylko po prostu siedział i grał, ale tak, że ciary po plecach chodziły.
[ img ]
Nogi też czasem muszą odpocząć. Gdyby nie to, można by włóczyć się tymi uroczymi zaułkami zaglądając do kolejnych zakątków bez... końca.
[ img ]
foto: Kasia N.
W tle Les Arenes, stadion gdzie odbywają się korridy, ale jakoś nas tam w ogóle nie ciągnie.
Schodzimy do miasta oglądając się jeszcze...
[ img ]
...na imponujący fronton Narodowego Muzeum Sztuki Katalonii (MNAC) i Fontannę Magica, gdzie zamierzamy wrócić wieczorem...
Hiszpanie z jakiegoś powodu mają słabość do kolumn jońskich - podobne widzieliśmy w ogrodach Maragalla...
[ img ]
I gdzie oczywiście wróciliśmy...
[ img ]
[ img ]
...na pokaz światła, dźwięku i wody... mnóstwa wody!
[ img ]
Potem oczywiście umówione spotkanie na kolacji ze znajomymi z Warszawy...
[ img ]
foto: Kasia N.
[ img ]
foto: Kasia N.
I nocą na Rambli sporo robionej na naszych oczach... Sangrii - już nigdy nie kupię tej w butelkach!
Pracowity to był dzień!
01.05 - Niedziela
Rambla, Rambla del Raval, Pomnik Kolumba, Barcelonetta, kolacja tybetańska
Dzień zaczął się od kłopotu. Nie wpadliśmy na to, że Hiszpanie wcale się nie obrazili na świętowanie 1-go Maja i w tym dniu wszystkie sklepy są zamknięte na głucho. A my oczywiście nie mieliśmy nic na śniadanie. Poszliśmy jak gdyby nigdy nic z Krzysiem i Rysiem po zakupy, a tu... dupa blada! Na wszystkich drzwiach kłódki!
Już rozważaliśmy, czy nie zejść gremialnie do małej otwartej kawiarenki, gdy Krzyś wypatrzył w niej naszego Chińczyka, co to robiliśmy już u niego zakupy. Poszedł, pogadał i Chińczyk, jak na prawdziwego Chińczyka przystało dopił kawę i... otworzył swój sklepik, co to był dosłownie obok, pomiędzy kawiarenką a naszą kwaterą. Zrobiliśmy zakupy!
[ img ]
Osławiona Rambla to jakby Monciak i Krupówki plus jeszcze ze dwie takie połączone razem...
[ img ]
Czego to ludzie nie wymyślą, by zabrzęczało w podstawionym kubełku?
[ img ]
1-szy Maja, a więc na głównej ulicy miasta pochód!
[ img ]
Maszerująca klasa robotnicza wyglądała zupełnie inaczej niż u nas...
[ img ]
foto: Kasia N.
Za dużo to ich w tym pochodzie nie było...
Co ci Hiszpanie wiedzą o pochodach... ?
[ img ]
Rambla del Raval - tak zwana Mała Rambla, o której mało który przybysz wie, a która leży całkiem blisko tej wielkiej i powszechnie odwiedzanej. Też drzewa i też stragany oraz knajpki, ale jakże inne...
[ img ]
Na tej "drugiej" Rambli nie ma tłumów i zupełnie inny klimat...
[ img ]
Pod palmami i platanami naćpany koleś siedzi sobie na ziemi, kumple go namawiają, by z nimi poszedł, a policja municypalna o0granicza się do pilnowania, by nikt mu nie zrobił krzywdy...
[ img ]
I tu się też czujemy dobrze!
[ img ]
Ten słynny sklepik-galeria jest oczywiście na Małej Rambli!
[ img ]
foto: Mariola
Wracając do "dużej" Rambli nagle wpadamy w nieco inny świat...
[ img ]
Rambla w rejonie stacji metra Leceu...
[ img ]
A na dole, przy gigantycznej marinie oczywiście palmy...
[ img ]
...i stragany, gdzie zawsze da się coś wyszukać.
[ img ]
foto: Kasia N.
Sztukmistrz z... Barcelony!
[ img ]
Bez mecenatu sztuka nie może istnieć!
[ img ]
Przymierzałem się do tej mewy...
[ img ]
foto: Kasia N.
...gdy Kasia przymierzyła się do mnie.
[ img ]
A w tym miejscu zdjęcie robi każdy... prawie.
Ja też zrobiłem zdjecie... innym.
[ img ]
Barceloneta - ni to molo spacerowe, ni to dzielnica handlowa...
Dziewczyny pogoniły w ciuchy, a my... plażujemy!
[ img ]
Nawet ciekawe łodzie obok nas przepływały. To niewątpliwie... feluka.
[ img ]
A nad nami kolosalna ściana luster, więc się... odbijamy!
Kombinacją trzech linii metra wracamy się przebrać, bo czeka nas kolejna zamówiona kolacja w lokalu - tym razem tybetańska. W drodze do lokalu przechodzimy obok Sagrady Familii - jutro ją zwiedzimy. Po kolacji żegnamy się ze znajomymi z Warszawy, a już jutro przyjadą znajome z Rzeszowa... się dzieje!
02.05 - Poniedziałek
Sagrada Familia, Barri Gottic, Katedra, winiarnia
Rzeszowianki dotarły, więc dalej będziemy już razem buszować po Barcelonie.
[ img ]
Pod Sagradą Familią zawsze jest mnóstwo ludzi i... trzeba poczekać.
[ img ]
Ba...! Kto nie zna tego frontonu? Tylko wieże dźwigów się co jakiś czas zmieniają.
[ img ]
Ilość detali wręcz przygniata...!
[ img ]
To nieprawda, że wszystko tam zaprojektował 100 lat temu Gaudi...
[ img ]
Ogrom wnętrza trudno ogarnąć...
[ img ]
Formy też raczej nie z tej ziemi...
[ img ]
Ołtarz...
[ img ]
Barri Gottic, to dzielnica o szczególnym klimacie...
[ img ]
Plaza Reial to ciche miejsce w samym środku miasta, tuż obok hałaśliwej Rambli...
[ img ]
To jakby inne miasto wewnątrz Barcelony.
[ img ]
Jest się gdzie powłóczyć...
[ img ]
Trudno zgadnąć, że tę fotkę zrobiłem wewnątrz barcelońskiej katedry, ale taka jest prawda.
[ img ]
A tę strzeliła Kasia...
[ img ]
Nie zarezerwowaliśmy wejściówek, to trzeba było poszukać miejsca w innym lokalu.
Bez trudu i niedaleko znaleźliśmy i nie żałowaliśmy. To była moja kolacja imieninowa...
03.05 - Wtorek
Park Guel, Cztery Koty, Muzeum Picassa, Sagrada nocą (mecz Barsa-Real), kolacja pożegnalna
[ img ]
Tu nas nie mogło nie być!
A fotograf to pies...!?
[ img ]
foto: Kasia N.
Taniec to także forma wyrazu... jakiegoś.
[ img ]
Można odnieść wrażenie, że Gaudi traktował linię prostą jak łuk o zmiennym... promieniu.
Swoiste rozumienie geometrii nieeuklidesowej...
[ img ]
[ img ]
Zanim znalazłem odpowiednie miejsce do zrobienia tego zdjęcia...
[ img ]
,,,Kasia "ustrzeliła" mnie.
[ img ]
No, to zrobiłem jeszcze jedno...
[ img ]
[ img ]
foto: Kasia N.
Domki trochę jak z bajki...
[ img ]
Sporo tu różnych muzyków...
[ img ]
...nie tylko hiszpańskich...
[ img ]
...także orientalnych...
[ img ]
[ img ]
foto: Mariola
Uzasadniał to naprawdę duży... upał!
[ img ]
foto: Kasia N.
Na obiad wybraliśmy lokal "Cztery Koty".
[ img ]
Całkiem przyzwoita restauracja.
[ img ]
Do dziś nie wiem, dlaczego symbolem graficznym tej restauracji jest zeszłowieczny... tandem?
Po przeczytaniu tej relacji Kasia mnie wreszcie objaśniła i napisał(a):Zalozycielem i pomysłodawca tego miejsca był malarz Ramon Casas. To wlaśnie jeden z jego najbardziej znanych obrazów, jednocześnie autoportret (ten pan z fajką to Casas).
[ img ]
Po obiedzie wybraliśmy się pieszo przez cały Barri Gottic do Muzeum Picassa. Zanim doszliśmy zaczęło padać...
Znawcą malarstwa nie jestem, ale zaskoczyło mnie to muzeum. Przygotowałem się na mocno odrealnione malarstwo, z czym kojarzył mi się Pablo Picasso, a zobaczyliśmy obrazy w kolosalnej większości jak najbardziej realistyczne. No i dobrze, że tam dotarliśmy. Przynajmniej wiemy, że ten Picasso był choć odtobinę normalnym człowiekiem.
Gdy wychodziliśmy z muzeum lało już regularnie. Jak dobrze, że mieliśmy parasole...
[ img ]
Wieczorem, kiedy dwaj koledzy udali się na mecz, ja wybrałem się sfotografować Sagradę Familię nocą...
Padał deszcz, gdy szedłem pustymi ulicami. W kawiarenkach przy wielkich telewizorach siedzieli ludzie, oglądali transmisję, pili piwo i... nie ryczeli! Potem się dowiedziałem, że najpierw gola strzelił Real a potem wyrównała Barsa. Przy pierwszym golu nie było żadnej zauważalnej na zewnątrz reakcji. Wtedy gdy padł ten drugi gol z wszystkich lokali nagle rozległ się jeden krótki krzyk radości. I... nic! Nikt nie ryczał na ulicach, nikt nie łamał ławek, nie bił przechodniów i nie demolował wszystkiego, co napotkał...
Jakiś dziwny naród ci Hiszpanie - jakby z innej ziemi...
[ img ]
Ostatnia kolacja...
Koledzy z meczu wrócili z pieśnią na ustach - Campeones, campeones...! oraz z bardzo pozytywnymi wrażeniami uczestnictwa w wielkiej piłkarskiej fieście.
[ img ]
foto: Mariola
Jeszcze trochę zdjęć tego wieczora zrobiłem, ale z racji między innymi licznych toastów są one wyłącznie do użytku prywatnego.
4.05 - Środa
Rano się spakowaliśmy i pojechaliśmy na lotnisko, bo skończył się nasz weekend w Barcelonie.
Rzeszowianki zostawały na jeszcze jedną noc, ale zmieniały kwaterę.
My wracaliśmy do kraju przez Monachium, więc...
[ img ]
...popatrzyliśmy sobie jeszcze na ośnieżone Alpy zanim wylądowaliśmy znów w Gdańsku.
To był bardzo udany weekend!