Dwa fragmenty z STG:
Z małym dzieckiem.
Małe dziecko wcale nie uniemożliwia wycieczek górskich. Ono tylko określa konkretne ograniczenia co do tras, czasu wycieczki oraz zwiększa ryzyko w przypadku załamania pogody. Wbrew powszechnym przekonaniom łatwiej zabezpieczyć dziecko w przedziale wiekowym jeden do trzech lat niż dziecko starsze aż do sześciu, siedmiu lat. Dzieci do skończenia jednego roku życia lepiej zabierać w wózku na dłuższe spacery po terenach co najwyżej podgórskich.
Małe dziecko nie jest w stanie samo chodzić po stromych szlakach. Należy więc je nosić. W żadnym wypadku nie nadają się do tego nosiłki przednie albo nabiodrowe. Ograniczają pole widzenia i bardzo łatwo można się potknąć. Noszenie dziecka w góry na ręku jest szaleństwem. Szczególnie niebezpieczne jest noszenie na ramionach. Nawet silny mężczyzna z malcem na ramionach idzie niezbyt pewnie. Te kilka kilogramów umieszczone bardzo wysoko znacznie podnosi punkt ciężkości i utrudnia zachowanie równowagi. Szlaki wymagające chwytania się rękoma są z dzieckiem na ramionach w ogóle nieosiągalne.
Na spacerze w parku tych trudności nie widać, ale na stromych, kamienistych ścieżkach tak. W wypadku potknięcia się malec jest dużo bardziej zagrożony od tragarza . Natomiast na wypadek załamania pogody dłuższe niesienie unieruchomionego, a więc marznącego dziecka, prawie zawsze kończy się poważnym przeziębieniem. Bieg z dzieckiem na ramionach na dłuższym dystansie jest praktycznie niemożliwy nawet po ulicy a co dopiero po górskim szlaku.
Stosunkowo bezpiecznie nosi się małe dziecko w nosiłkach na plecach. Niestety zwykłe nosiłki plecowe mają podstawową wadę: przy silnym potknięciu maluch może wyskoczyć nam zza pleców i nie ma możliwości uchronienia go przed poważnym upadkiem.
Specjalistyczne sklepy górskie oferują odpowiednie nosiłki z mocnymi zapięciami na ramionach malca. Konstrukcja jest bardzo przemyślana – bąbel nie jest w stanie sam ich odpiąć. Dodatkowo pod siedzeniem dziecka jest dość obszerna komora na cały bagaż związany z ubraniem dziecka na wycieczkę. Niestety niczym innym nie da się takich nosiłek zastąpić. Skoro jednak mamy taki kaprys, by tak małego dzieciaka ciągać po górach, musimy go należycie zabezpieczyć.
Twierdzenie, że zabiera się dwuletnie dziecko w góry dla jego dobra jest zwykłym kłamstwem. Dziecku w tym wieku lepiej na zdrowie wyjdzie jeden lub dwa spacery dziennie i dłuższa zabawa na powietrzu, choćby w piaskownicy niż kilkugodzinne bujanie się na plecach rodzica. Mówmy szczerze. To my chcemy iść w góry, a nie mając co zrobić z malcem, taszczymy go nie pytając o zdanie.
Bezwzględnie konieczna jest obecność jeszcze jednej dorosłej osoby na takiej wycieczce. Małe dziecko wymaga jeśli nie ciągłego, to bardzo częstego kontaktu wzrokowego. Poza tym ktoś musi nieść bagaż osób dorosłych. Zwykle, jeśli na wycieczkę idzie małżeństwo z małym dzieckiem, malucha niesie kobieta a spory plecak taszczy mężczyzna. Wynika to z rozkładu ciężarów. Plecak z bagażem dwóch osób dorosłych i prowiantem dla całej trójki jest sporo cięższy od nosiłek z dzieckiem.
Należy pamiętać, że w przeciwieństwie do osób idących, malec siedząc w nosiłkach nie będzie rozgrzewał się w ruchu. Musi więc być bardzo dobrze zabezpieczony przed zimnem i wiatrem. Nosiłki dziecięce do wycieczek górskich posiadają zwykle w komplecie obszerną opończę pozwalającą całkowicie osłonić dziecko wraz z nóżkami przed wiatrem i deszczem, ale koniecznie trzeba zabrać ze sobą odpowiednią ilość pieluch i ciepłej odzieży.
Samo przewijanie dziecka musi być dokonywane bardzo szybko i sprawnie. Przy silnym wietrze tych kilka chwil potrafi znacznie wyziębić malca.
Dziecko w nosiłkach pozostaje długo w tej samej pozycji. Jego nóżki zwykle luźno zwisają w silnym rozkroku. W takiej pozycji kończyny zwykle cierpną a więc koniecznie trzeba robić częściej i dłuższe przerwy w marszu niż na normalnej wycieczce. W czasie takich przerw trzeba koniecznie zająć czymś małego turystę. Zwykle czasy pokonywania analogicznych odcinków są niemal dwukrotnie dłuższe.
Prowiant dla małego dziecka na wycieczkę górską nie powinien odbiegać od jego normalnej diety. Pokarmy płynne powinny być zabierane w kilku małych termosach. Duże termosy zwykle nie gwarantują odpowiedniej ciepłoty dla ostatnich porcji. Najpóźniej na dzień przed wycieczką trzeba koniecznie zrobić próbę termosu. Wystarczy termos napełnić pokarmem rano, postawić go na stole i w odpowiednich momentach karmić dziecko porcjami aż do momentu, gdy pokarm będzie zbyt chłodny. Daje to wystarczającą miarę maksymalnego czasu trwania wycieczki. W każdym bądź razie stanowczo odradzam wycieczki całodzienne.
Trasy należy wybierać co najwyżej do końców dolnych partii dolin. Pchanie się na skalne odcinki jest już igraniem z losem. Każdy skręt ciała na takiej trasie grozi uderzeniem główką dziecka o skały. Każde obsunięcie się nogi przy zejściu, kończące się zwykle bolesnym, ale rzadko groźnym, twardym siadem grozi w takiej sytuacji połamaniem nóżek dziecka.
Dziecko na górskiej wędrówce.
Sześcioletnie, zdrowe dziecko może bez większych problemów towarzyszyć dorosłym w górskich wędrówkach. Jeśli malec chętnie chodzi na całodzienne wypady poza miasto, można przypuszczać że będzie zadowolony z kilkudniowej górskiej eskapady.
Wykluczam sytuację zabierania w góry dziecka, które nie miewa ochoty na długie piesze wycieczki i wyraża to jednoznacznie. Mały człowiek w tym wieku potrafi już zdecydowanie określić swoje preferencje. Narzucanie mu swojej woli, w tak zasadniczych dla dziecka sprawach jak sposób spędzania wolnego czasu, doprowadza do powstania i silnego utrwalenia pozycji zbuntowanej w stosunku do dorosłych. Niezawodnie prowadzi to do głębokiego konfliktu pokoleń. W opisywanym tu przypadku, wina tego konfliktu leżałaby wyłącznie po stronie opiekunów.
Nastolatek od wczesnego dzieciństwa tyranizowany wolą rodziców zrobi wszystko by uniknąć urlopu z nimi. Zmuszany, będzie się „urywał” przy każdej okazji a „uwiązany” z pewnością zatruje urlop ciągłymi wyrazami niezadowolenia.
Choroby górskie nie przenoszą się drogą płciową i nie wypija się ich z mlekiem matki.
Celem godnym dużych wyrzeczeń jest sytuacja, w której maturzysta sam zaproponuje rodzicom wspólny wyjazd na kilka dni, niekoniecznie w góry zresztą.
Planowanie.
Planując wędrówkę górską z dzieckiem trzeba przygotować się do tego bardzo solidnie. Zacząć trzeba od wizyty u lekarza. Gruntowne przebadanie malca ma na celu ewentualne wykrycie przeciwwskazań, które w normalnych warunkach jego życia są niezauważalne. Lekarz zatem koniecznie musi wiedzieć czemu te badania mają służyć. Nie radzę lekceważyć negatywnej opinii lekarskiej.
Najczęściej doktor zaleca łatwą i tanią kurację wzmacniającą odporność organizmu dziecka. Trudno się temu dziwić. Narazimy przecież dziecko na chłód, wiatr, deszcz i wszechobecną pod namiotem, wyziębiającą wilgoć.
Małemu turyście potrzebne jest w górach silne wsparcie ze strony opiekunów. Sześciolatek na szlaku wymaga pomocy dwóch naprawdę silnych osób. Prawie całe wyposażenie dziecka jako dodatkowy ciężar spada na plecy jego towarzyszy. Rzadko kiedy wystarczą do tego sami rodzice. Zwykle potrzeba dwóch dorosłych mężczyzn. Dopiero dwunastolatkowi wystarczy jeden dorosły towarzysz. Wtedy przestaje on być już turystycznym dzieckiem i można traktować go dokładnie tak jak dorosłą osobę.
Trasy dzienne dla wędrówek z dziećmi powinny być o około jedną trzecią krótsze niż dla dorosłych. Harmonogram całej wyprawy na etapie planowania powinien zakładać co drugi dzień odpoczynkowy. Dziewięciolatki dobrze znoszą dwa dni wędrówki i jeden dzień odpoczynku. Oczywiście, w czasie realizacji wyprawy te przerwy będą się układały zupełnie inaczej niż w fazie planowania, ale nie można wykluczyć dwudniowych przerw.
Dziewcząt lepiej nie zabierać na górskie wędrówki z namiotem w roku, w którym ich fizjologia nieuchronnie zbliża się do okresu kobiecości, albo właśnie przekroczyła tą magiczną granicę.
Odzież.
Wszystkie wskazania z rozdziału „W góry z namiotem” są aktualne. Tu zamieszczam tylko dodatkowe uwagi związane z obecnością dziecka na szlaku.
Młody turysta potrzebuje na szlaku takiego samego wyposażenia jak jego dorośli opiekunowie. Z odzieżą zazwyczaj nie ma kłopotu. Według znanych już zasad łatwo skompletować ciuchy dla malucha. Polecenia godne jest zabranie dla dziecka dodatkowo możliwie lekkich kaloszy. Ograniczy to kłopoty związane z wiecznie mokrymi nogami na biwaku.
Namiot.
Wybór namiotu jest tylko trochę kłopotliwy. Dla dwóch dorosłych i jednego dziecka masztowa „dwójka” bywa za mała a „trójka” za duża i za ciężka. Dobrym i rozsądnym rozwiązaniem są „beczkowe” namioty dwuosobowe z obustronnymi absydami. W takim namiocie śpi się w poprzek a tylna absyda jest wystarczająco duża na bagaż i posłanie dziecka. Obszerna przednia absyda doskonale zwiększa przestrzeń życiową w czasie niepogody. Ponieważ namioty te nie mają w środku masztów, mogą dobrze służyć nawet trzem dorosłym osobom, chociaż są znacznie mniejsze i lżejsze od regularnych beczkowych „trójek”. Na wędrówki z dzieckiem stanowczo odradzam namioty jedno powłokowe.
Mądrze wybierając namiot można nie tylko zaoszczędzić sporo pieniędzy, ale jeszcze poważnie ograniczyć ciężar plecaków.
Problemy zaczynają się przy dobieraniu śpiwora. Niestety, małe dziecięce śpiwory są jedynie odrobinę tańsze niż modele dla dorosłych. Kompromisem jest kupienie śpiwora młodzieżowego, czyli trochę na wyrost. Wystarczy na kilka lat. Później trzeba go będzie wymienić na większy. Wystarczy śpiwór anilanowy. Tylko zamiast pidżamy warto zabrać dla dziecka dodatkowo normalny dres i grube skarpety.
Karimatę dla dziecka kupujemy normalną i stanowczo ją skracamy. Lepiej jej nie zwężać.
Kuchenka.
Wystarczy jednopalnikowa ale odradzam kocher. Zużycie paliwa do każdej kuchenki wychodzi proporcjonalnie większe – kolejny, choć mały uczestnik na wyprawie to też człowiek i jeść musi. Trzeba więc liczyć je tak jak dla trzech dorosłych osób.
Popularne menażki harcerskie są dla trzech osób za małe. Potrzebne będą nieco większe, ale w dalszym ciągu dwie. Stąd wynika uwaga o nieprzydatności kochera, którego menażki mają wielkość standardową i większych nie można zastosować.
Dobrze jest zabrać plastikowe miseczki do jedzenia. Powinny mieć szerokie dno i możliwie strome ścianki. Plastikowe sztućce są świetne bo nie parzą rąk. Odradzam „jednorazówki”. Najlepsze są lekkie metalowe sztućce z plastikowymi uchwytami.
Kubek dla dziecka powinien długo trzymać ciepło zatem warto kupić dość drogi - tak zwany termosowy z pokrywką wyposażoną w szczelinę do picia.
Prowiant.
Dobieramy go niemal identycznie jak dla dorosłych. Warto zwiększyć ilość warzyw. Wystarczy dodawać trochę więcej suszu warzywnego do zup. Koniecznie trzeba podawać dzieciom dużo owoców przy każdej okazji zakupów. Mniej istotne są witaminy, te można na kilka dni zastąpić pastylkami, ale niezmiernie ważne dla młodego organizmu są substancje włókniste zawarte w owocach i warzywach.
Opłaca się zabierać mleko w proszku w wersji instant. Chodzi o unikanie gotowania. Takie mleko wystarczy w kubku zalać lekko ostudzonym wrzątkiem i po zamieszaniu jest natychmiast gotowe. Jeśli do kubka z mlekiem instant dodamy łyżkę super błyskawicznego, nie wymagającego gotowania ryżu, to w kilka minut uzyskamy bardzo pożywny posiłek śniadaniowy. Takie śniadanie jest ze wszech miar godne polecenia także dla osób dorosłych. Poranne rozgrzanie żołądka dobrze robi każdemu – zwłaszcza po zimnej nocy w namiocie. Niezaprzeczalnym plusem śniadań ryżowo mlecznych jest zmniejszenie ilości kłopotliwego w plecaku chleba. Od czasu pierwszych wędrówek z moim małym synem sam doceniam zalety takich śniadań.
Plecak dla dziecka.
Turystyczny brzdąc powinien mieć swój własny plecaczek. Nieważne, że prawie wszystko tarmoszą za niego dorośli. On powinien zawsze nosić coś ze wspólnego wyposażenia – na przykład menażki, kubki, sztućce i warzywa oraz swoją kurtkę i tenisówki. Ma to fundamentalne znaczenie dla jego poczucia wartości w zespole. Trudno przecenić ten walor wychowawczy dla kształtującej się osobowości dziecka.
Kiedy towarzysze dziecka „zdychają” pod garbami na podejściu, on sam też powinien lekko się spocić. Jeśli zauważymy, że latorośl „męczy się” bo my idziemy za wolno dla jego możliwości – dodatkowa konserwa w jego plecaku będzie najlepszym regulatorem nastroju. Nie ma obaw, nic mu nie będzie. Za to przy gotowaniu obiadu z dumą wyjmie ze swojego plecaka menażki, warzywa czy cokolwiek innego z ogólnego bagażu. To będzie jego niezaprzeczalny wkład we wspólną wyprawę. Zaręczam – to zawsze poprawia nastrój w zespole.
Dziecko wyposażamy w najmniejszy z plecaków wycieczkowych lub kupiony właśnie plecak do szkoły. Nie musimy uzbrajać tego plecaczka w pasy biodrowe i dodatkowe przeloty. Ciężar bagażu sześcioletniego dziecka powinien oscylować w okolicach dwóch kilogramów i oczywiście z każdym rokiem wzrastać. Skrupulatna obserwacja malca na szlaku pozwala rozsądnie regulować obciążenie.