A jednak mogę już teraz zacząć odpowiadać...
Będę pisał "na raty", więc nie czytaj tego przed wieczorem...
Najważniejsza sprawa: ja nie jestem lekarzem i cała moja wiedza na temat, który poruszyłaś jest raczej "obserwacyjna" niż książkowa.
Główna zasada czynnego tryby życia, który ma cel zdrowotny: nigdy nie zaczynaj kolejnej porcji aktywności, gdy po poprzedniej jeszcze Cię coś boli!
Żadnych leków przeciwbólowych i żadnych bandaży uciskowych!
Chcesz, by Twój ruch był z pożytkiem, to nie szarżuj! Spokojnie! Zdążysz się jeszcze mnóstwo razy spocić!
Piszesz, że stanowczo zmieniłaś tryb życia z siedzącego na aktywny i wysiadły Ci nogi...
To dość częsty przypadek. Gdybyś zrobiła to w drugą stronę, czyli po dużej aktywności ruchowej raptem siadała na kilka godzin dziennie przed telewizorem, to by Cię po kilku dniach bolał tyłek - na pewno!
To forum jest bardzo rozległe i dotyczy wielu dziedzin życia aktywnego, więc będę posługiwał się linkami do omówionych już aspektów.
Po latach zasiedzenia do rozpoczęcia sporej aktywności trzeba się przygotować. Oczywiście w opisywanym wypadku największa zmiana dotyczy nóg i nimi trzeba się zająć.
Wzmocnienie stawów skokowych, czyli tak zwanych kostek...
Jest tu na forum link do ściągnięcia kompletnej mojej książki - "Szkoła Turystyki Górskiej" -
viewtopic.php?f=1&t=404Tam są takie krótkie rozdzialiki pod tytułem "Kondycja", a pierwszy z nich (strona 47 i następna) zawiera taki oto akapit:
Zygmunt Skibicki w STG napisał(a):Wymaga to wcześniejszego wyrobienia mięśni całkiem „zbędnych” miejskim spacerowiczom. Nie jest to wcale trudne i uciążliwe. A już z pewnością nie wymaga szalonych ćwiczeń w siłowniach. Kulturyści są zresztą kiepskimi piechurami -zaskakują zwłaszcza mizerną przydatnością do noszenia cięższych plecaków.
Ja stosuję proste ćwiczenie i zapewniam, że nie wiem jak boli skręcona czy zwichnięta noga. Siedząc wygodnie w fotelu prostuję obie nogi i bardzo wolno kręcę samymi stopami dwadzieścia możliwie najobszerniejszych kółek w lewo i dwadzieścia w prawo.
To wszystko, ale za to codziennie od wielu lat. Pokazał mi to stary górołaz gdy miałem szesnaście lat. Robię to do dziś - zwykle w pracy pod biurkiem.
Teraz, co do kolan...
Podejrzewam, ale z zastrzeżeniem, że nie jestem ortopedą, że najpierw powstały bóle w stawach skokowych, a potem w kolanach - coś takiego piszesz...
To mogło być tak, że dla uniknięcia kolejnego "kujnięcia" bólu w kostce zaczęłaś podczas marszów stawiać stopy nieco inaczej, a to z kolei spowodowało kontuzję kolan.
Moja rada w tej sytuacji:
1. Zrób sobie sporą przerwę w Twoich marszach, którą poświęcisz na samoczynne wyleczenie bólów w kostkach.
2. Jednocześnie zacznij regularnie "kręcić kółka" stopami, ale też bez szarżowania. Nigdy nie rób niczego "przez ból" na siłę!
3. Po jakichś trzech tygodniach możesz wrócić do marszów z kijkami, ale za każdym razem tylko do momentu, gdy pojawi się "Twój" ból w kostkach. Podejrzewam, że na początku to będą marsze bardzo krótkie. Jeśli od pierwszego 10-cio minutowego marszu w ciągu sześciu tygodni dojdziesz do godzinnego na "pełny gaz", możesz uważać się za szczęśliwca!
Ale...
Ja to bym jednak zaczął od wizyty u ortopedy!
P.S.: A tuszą się nie przejmuj! Te marsze z kijkami nadają się nawet dla bardzo starych ludzi, także z wadami serca, postawy, z pokręconym kręgosłupem i z mnóstwem kilogramów nadwagi. Klucz do sukcesów tkwi jednak w tym, by rozpoczynać bez szaleństw. Małą łyżeczką też się można najeść!
Nie zachłysnąć się!
Ot, co!